Chris Blackhurst pisze w The Independent, że brytyjski rynek nieruchomości zalewa fala zagranicznych inwestorów. Sugeruje, że konieczna może być interwencja Rządu Wielkiej Brytanii. Jaki skutki może mieć dla nas ta sytuacja?
Chris Blackhurst podaje przykład: nowy blok mieszkaniowy, wybudowany nieopodal jego miejsca zamieszkania, został wybudowany zupełnie niedawno i jeszcze kilka dni wcześniej wisiała na nim tablica: mieszkania na sprzedaż. Teraz tablicy już nie ma – wszystkie mieszkania zostały sprzedane w błyskawicznym tempie.
Dziennikarz podejrzewa, że większość z nich trafiła w ręce wschodnich inwestorów, pochodzących głównie z Chin, posiadających firmy zarejestrowane w Wielkiej Brytanii. Jest także przekonany o tym, że większość z mieszkań wystawionych na sprzedaż w nowo wybudowanym bloku została zakupiona na długo przed zakończeniem budowy.
I tu pojawia się pierwszy problem, o którym mówi Chris Blackhurst – być może w Wielkiej Brytanii brakuje mieszkań na sprzedaż, jednak z pewnością tych przeznaczonych pod wynajem jest wystarczająco dużo. Bardzo często zdarza się zresztą, że – kiedy wynajmujący chce bezpośrednio porozmawiać z właścicielem wynajmowanego mieszkania, a nie z przedstawicielem agencji nieruchomości – dostaje kontakt do osoby mieszkającej na drugim końcu świata.
Zgodnie z raportem opracowanym przez Financial Times, nieruchomości położone w Anglii i Walii należące do zagranicznych inwestorów są warte w sumie ponad 122 miliardy funtów. Znakomita większość tych nieruchomości znajduje się w Londynie.
Dziennikarz twierdzi, że winą za taką sytuację można obarczyć aktualnie obowiązujące w Wielkiej Brytanii prawo, które umożliwia obcokrajowcom dysponowanie środkami finansowymi w dowolny sposób. Kupowanie nieruchomości nie jest żadnym problemem. O wiele trudniej jest wydawać znaczne sumy w kasynie czy zatrudnić prawnika reprezentującego daną firmę na Wyspach.
Podczas transakcji kupna-sprzedaży nieruchomości, prawnicy zaangażowanie w cały proces mają obowiązek sprawdzenia pod względem prawnym obu stron. Jeśli jednak mieszkanie trafia w ręce firmy, prawnicy nie muszą docierać do jej właściciela. Wystarczy, że przyjrzą się firmie.
Blackhurt stawia bardzo poważne zarzuty zagranicznym inwestorom. Jest przekonany, że piorą oni swoje pieniądze w Wielkiej Brytanii, kupując kolejne mieszkania, inwestując w nieruchomości. Takich praktyk ma być szczególnie dużo na południowym-wschodzie Anglii.
Co więcej, zagraniczni inwestorzy dysponują zwykle gotówką. Jeśli ktoś chce sprzedać mieszkanie i będzie miał możliwość dokonania tej transakcji z zagranicznym inwestorem, w większości przypadków zdecyduje się od razu. Niestety, takie praktyki powodują, że ceny nieruchomości w Wielkiej Brytanii rosną w zastraszającym tempie. Powoduje to problemy na rynku nieruchomości – w mediach ciągle pojawiają się głosy ekspertów mówiące o tym, że ceny domów rosną. Zwykli mieszkańcy obawiają się, że nie dostaną kredytu hipotecznego, lub że nie będą w stanie spłacić pożyczonych pieniędzy. I wynajmują mieszkanie przez kolejny rok, czekając na lepszy moment. Ten może jednak nigdy nie nadejść, jeśli nic się nie zmieni.
Dlatego, jak postuluje dziennikarz The Independent w swoim artykule, konieczna jest interwencja ze strony Rządu Wielkiej Brytanii, który może ukrócić te praktyki. Firmy należące do zagranicznych właścicieli powinny działać według ściśle określonych surowym prawem zasad. Dane osobiste właścicieli muszą być dostępne i nie mogą być fałszowane. W przeciwnym razie inwestorów powinna czekać surowa kara.
Przyznać trzeba, że rozwiązanie proponowane przez Blackhurta jest dość radykalne (i raczej nie znajdzie poparcia wśród rządzących). Sam dziennikarz twierdzi jednak, że to problem jest ekstremalnie poważny i powinien zostać szybko rozwiązany, nawet jeśli wiązałoby się to z zastosowaniem radykalnych środków.
Blackhurt ma chyba tylko trochę racji – zagraniczne pieniądze są bardzo atrakcyjne na brytyjskim rynku nieruchomości. Transakcje z udziałem firm należących do obcokrajowców są realizowane zwykle szybko i bezproblemowo. Właściciele mieszkań chętnie decydują się na sprzedaż, widząc, że mają do czynienia z zagraniczną „grubą rybą”. W ten sposób średnie ceny domów w Wielkiej Brytanii wzrastają z każdym miesiącem i problem zaczyna się pogłębiać.
Nie można jednak źródła wszelkiego zła, jakie spotyka Wielką Brytanię, dopatrywać się w zagranicznych inwestorach, którzy – działając według powszechnie panujących praw rynkowych – chętnie wydają swoje pieniądze właśnie na Wyspach. Liczą w ten sposób na zysk. A skoro mogą sobie pozwolić na zakup mieszkania w centrum Londynu, i to wcale nie po najniższej cenie – to dlaczego mieliby zrezygnować?
Sam Blackhurt zauważa zresztą, że gdyby nagle zagraniczni inwestorzy zniknęli z rynku, efekty mogłyby być tragiczne. Wielka Brytania nie powinna jednak przyciągać firm należących do obcokrajowców, ani w żaden sposób zachęcać ich do kupowania mieszkań i domów położonych na Wyspach, sądzi dziennikarz The Independent. Może to doprowadzić do rozchwiania rynku nieruchomości i dalszego wzrostu tak zwanej „bańki ekonomicznej” (co do której w zasadzie nie jest pewne, czy w ogóle istnieje…). A przecież każda bańka musi kiedyś pęknąć.
Jaki skutki mogłoby to mieć dla brytyjskiego rynku nieruchomości? Nie wiadomo.
Chociaż zagraniczni inwestorzy powodują powstawanie problemów na rynku, to ich działanie niesie też ze sobą trochę dobrego. A na bilans strat i zysków wynikających z obecności na rynku firm należących do obcokrajowców trzeba będzie jeszcze nieco poczekać.
Źródło: http://www.independent.co.uk