Co ciekawe, nie tyle wysokość podatków, lecz ich liczba zniechęca coraz więcej ludzi do kupowania domów na Wyspach – problem ten dotyczy przede wszystkim imigrantów i zagranicznych inwestorów, podaje The Telegraph na swojej stronie internetowej. System podatków w UK jest niedoskonały, jest efektem niespójnej polityki poszczególnych rządów, kolejnych zmian i reform, do tego utrudnia proces odnowy sytuacji ekonomicznej kraju.
Politycy przyglądają się zwykle sytuacji finansowej swojego kraju i najczęściej dochodzą do tego samego wniosku – jest źle, zatem trzeba zrobić coś, żeby było lepiej. Bardzo dobrym pomysłem wydaje im się wówczas podniesienie podatków. Politycy brytyjscy upodobali sobie podatki od nieruchomości – kupna, posiadania itp. Nic dziwnego – domy to drogie inwestycje, stąd do Skarbu Państwa wpływa zwykle dużo pieniędzy z podatków typu Stamp Duty Tax itp.
Z punktu widzenia inwestorów zagranicznych, system podatkowy w Wielkiej Brytanii jest tak zagmatwany, że w zasadzie zniechęca do zakupu jakiejkolwiek nieruchomości. Najpierw trzeba bowiem zapłacić rzeczony Stamp Duty Tax, potem każdego roku odprowadzać opłaty, by – w razie podjęcia decyzji o sprzedaży posiadanej nieruchomości – odprowadzić do Skarbu Państwa podatek z tytułu wzbogacenia. Na pierwszy rzut oka nie wydaje się to skomplikowane. Ale wystarczy przyjrzeć się poszczególnym podatkom i zasadom ustalania ich wysokości by dojść do wniosku, że system podatkowy na Wyspach po prostu odstrasza inwestorów i kupujących. Wspomniany podatek od wzbogacenia (ang CGT, Capital Gains Tax) do tej pory dotyczył w zasadzie tylko Brytyjczyków – teraz będą musieli go opłacać także zagraniczni inwestorzy. Bynajmniej nie spowoduje to, że Wielka Brytania stanie się mekką biznesmenów z zagranicy.
Tymczasem, jak zauważa dziennikarz The Telegraph, Bob Perrins, kluczowe jest przyciąganie inwestorów, a nie ich zniechęcanie. Zamiast zachęcać, rząd straszy kolejnymi podatkami, które stają się nie tylko utrudnieniem finansowym, ale też tworzą gąszcz trudnych do zrozumienia przepisów i regulacji. Politycy powinni pochylić się nad tą sprawą i wypracować sensowny konsensus – system podatków od nieruchomości w Wielkiej Brytanii powinien być przede wszystkim spójny i jednolity. Innymi słowy: konieczne są zmiany. Nic jednak nie wskazuje na to, żeby zaszły one w najbliższym czasie.
Bob Perrins proponuje kilka reform, jego zdaniem najbardziej sensownych. Wystarczy przyjrzeć się podatkowi Stamp Duty Tax – jeśli obowiązkiem jego opłacenia objęty byłby nie kupujący, ale sprzedawca, prawdopodobnie dziesiątki tysięcy ludzi mogłoby w końcu dostać się na tzw. „drabinę mieszkaniową”, kupić wymarzony dom. Niosłoby to ze sobą oczywiście pewne zagrożenia – być może niektórzy sprzedawcy w takiej sytuacji nie zdecydowaliby się wystawić swojej nieruchomości na sprzedaż. Nawet jeśli tak by się stało, właściciele domów zyskiwaliby na ich rosnącej wartości. Perrins krytykuje również plan objęcia podatkiem od wzbogacenia zagranicznych inwestorów.
Dziennikarz wskazuje także na to, że wszystkie podatki powinny być reformowane jednocześnie. Zmiana jednego elementu może nie przyczynić się znacząco – lub w ogóle – do poprawy sytuacji. Efektami polityki powinny być realne zmiany, najlepiej: zmiany na lepsze, a nie tylko zmiany na papierze. Wielkiej Brytanii potrzebna jest reforma systemu podatkowego, przeprowadzona przez wykwalifikowany sztab specjalistów, i to najlepiej jak najszybciej. Tymczasem jedyne, czego możemy oczekiwać, to, że nowy rząd przyjrzy się gąszczowi regulacji podatkowych w ciągu pierwszych dni swojego urzędowania. O ile oczywiście obietnice polityków zostaną spełnione.
Im więcej inwestorów przyciągnie Wielka Brytania, tym lepiej będzie się miał jej rynek nieruchomości. Jasny, prosty, przejrzysty system podatkowy na Wyspach z pewnością jest rozwiązaniem, które – jeśli zostanie zastosowane – może zamienić bańkę ekonomiczną w prawdziwie polepszająca się sytuację ekonomiczną kraju. Czy istnieje jednak realna szansa na to, że politycy zajmą się tą kwestią i rozwiążą ją w sposób ostateczny? Odpowiedź na to pytanie pozostaje otwarta, przynajmniej do najbliższych wyborów.